[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Patrzcie! - krzyknął któryś. Odwrócili się, by ujrzeć siedzącego niewzruszenie przystole Jasia. - Kobiety! - zawołał z entuzjazmem Brzydal, nadając swemugłosowi ton, jakim woła się psa na obiad.Zbita w drzwiach grupka mężczyznzadrżała i przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę.Jasio ani drgnął. - Eee.ja chyba tu zostanę - powiedział z jeszczebardziej niż zwykle prostodusznym uśmiechem.Ale wy idźcie, chłopcy. - Źle się czujesz, Jasiu? - Eee.zupełnie dobrze. - Może jeszcze nie dojrzałeś płciowo? - Eee. - A co tu będziesz robił? Jasio sięgnął pod stół, wyciągnął sporych rozmiarów worek iotworzył go, pokazując im, że jest wypchany po brzegi żołnierskimi brudnymibuciorami. - Pomyślałem, że może sobie trochę popastuje. W milczeniu szli drewnianym chodnikiem. - Co mu się mogło stać? - zapytał wreszcie Bill, ale nieotrzymał odpowiedzi.Wszyscy zapatrzeni byli przed siebie, na neon płonącyczerwonawym, kuszącym blaskiem.Głosił on: ZJAZD KOSMICZNY STRIP-TEASE NON STOP- NAJLEPSZE NAPOJE - POKOJE DLA GO$CI I ICH PRZYJACIÓŁ.Przyśpieszyli kroku.Frontowa ściana Zajazdu Kosmicznego zawieszona była gablotami ze szkłapancernego, w których widniały trójwymiarowe zdjęcia ubranych (w bransolety icekiny) tancerek.Trochę dalej można było obejrzeć zdjęcia tancerek rozebranych(bez bransolet i cekinów).Koledzy Billa zaczęli podejrzanie szybko oddychać,lecz Bill przywołał ich do porządku, wskazując na mały, ledwie widoczny wśródwylewających się z gabloty piersistości, napis.TYLKO DLA OFICERÓW. - No, jazda stąd! - pogonił ich żandarm.Posłusznie ruszylidalej. Do następnego domu mógł wejść każdy.Każdy, kto zapłacił 77kredytek, to zaś było trochę więcej, niż mieli wszyscy razem.Potem znów zaczęłysię tabliczki TYLKO DLA OFICERÓW, aż wreszcie chodnik skończył się i wszystkieświatła zostały za nimi. - A to co? - zdziwił się Brzydal, słysząc dochodzący zpobliskiej, ciemnej uliczki szmer przyciszonych głosów.Wytężyli wzrok i ujrzelidługą, niknącą za rogiem kolejkę żołnierzy. - O co tu chodzi? - zapytał Brzydal ostatniego w kolejce. - Burdel dla szeregowców.Tylko się nie próbuj wepchnąć,koleś.Kolejka jest za mną. Natychmiast zajęli miejsca, Bill jako ostatni, ale wkrótceprzyszli następni.Kolejka posuwała się powoli, noc była chłodna i Bill od czasudo czasu wspomagał zachodzące w nim procesy życiowe pociągając tęgiego łyka zeswej butelki.Rozmawiano niewiele, a i to wszystko ucichło, kiedy coraz bardziejzaczęli zbliżać się do czerwono oświetlonych drzwi.Otwierały się one i zamykaływ równych odstępach czasu i jeden za drugim znikali w nich koledzy Billa.Wreszcie nadeszła jego kolej; drzwi zaczęły się otwierać, Bill zrobił krok doprzodu, zawyły syreny i wielki żandarm z potężnym, grubym brzuchem wskoczyłmiedzy drzwi a Billa. - Alarm! Wszyscy do bazy! - ryknął. Bill wydał zduszony skowyt zawodu i skoczył naprzód, alejedno muśniecie pałki odrzuciło go, zataczającego się, wstecz.Na pół ogłuszonydał się nieść fali pędzących ciał, podczas gdy syreny wyły bez przerwy, a nanie6ie pojawiło się wypisane płomienistymi stumilowej wysokości literami hasło"DO BRONI!!!".Potknął się i ktoś chwycił go za rękę, ratując przedstratowaniem.Był to jego kumpel Brzydal, z rozanielonym uśmiechem na gębie irozmarzonymi oczami.Bill spróbował walnąć go w ten uszczęśliwiony ryj, ale nimzdołał wziąć zamach znaleźli się w wagoniku kolejki, który na łeb na szyjęruszył z powrotem do obozu.Bill zapomniał o swym gniewie, kiedy zakrzywionepazury Kostuchy Dranga wyciągnęły go z tłumu. - Pakować manatki - zazgrzytał sierżant - wysyłają was. - Nie mogą tego zrobić, jeszcze nie skończyliśmyszkolenia. - Mogą zrobić co chcą i zwykle to robią.Zakończyliśmywłaśnie zwycięsko najwspanialszą w historii bitwę kosmiczną.Cztery milionyzabitych, plus-minus sto tysięcy.Potrzebne są posiłki, czyli wy.Przygotowaćsię do załadunku natychmiast, albo i wcześniej. - Ale nie mamy skafandrów! Zaopatrzeniowcy. - Zaopatrzeniowcy wysłani. - Żywność. - Żywność i kucharze wysłani.To alarm! Cały zbędnypersonel wysłany.Najprawdopodobniej na śmierć.- Obnażył kły w swoim obmierzłymuśmiechu.- A ja tu zostanę, by szkolić waszych następców. Z otworu poczty pneumatycznej wyskoczył pojemnik.Kostuchaotworzył go, a kiedy czytał przesłaną wiadomość, uśmiech powoli znikał z jegotwarzy. - Mnie też wysyłają - powiedział głucho.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]