[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwa¿aj,Geralt.Nie myœl, ¿e jeœli przyjdzie co do czego, a ty niewyka¿esz rozs¹dku, to bêdê ciê broniæ.- Bez obaw - uœmiechn¹³ siê.- My, to znaczy wiedŸmini ibezwolne golemy, dzia³amy zawsze rozs¹dnie.Jednoznacznie iwyraŸnie wytyczone s¹ bowiem granice mo¿liwoœci, miêdzyktórymi mo¿emy siê poruszaæ.- No, no, patrzcie - Yennefer spojrza³a na niego, wci¹¿blada.- Obrazi³eœ siê jak panienka, której wytkniêto brakcnoty.Jesteœ wiedŸminem, nie zmienisz tego.Twojepowo³anie.- Przestañ z tym powo³aniem, Yen, bo mnie ju¿ zaczynamdliæ.- Nie mów tak do mnie, mówi³am.A twoje md³oœci ma³o mnieinteresuj¹.Jak i wszystkie pozosta³e reakcje zograniczonego, wiedŸmiñskiego wachlarza reakcji.- Tym niemniej, obejrzysz niektóre z nich, jeœli nieprzestaniesz raczyæ mnie opowiadaniami o szczytnychprzes³aniach i walce o dobro ludzi.I o smokach,straszliwych wrogach ludzkiego plemienia.Wiem lepiej.- Tak? - zmru¿y³a oczy czarodziejka.- A có¿ ty takiegowiesz, wiedŸminie?- Choæby to - Geralt zlekcewa¿y³ gwa³towne, ostrzegawczedrganie medalionu na szyi - ¿e gdyby smoki nie mia³yskarbców, to pies z kulaw¹ nog¹ nie interesowa³by siê nimi,a ju¿ na pewno nie czarodzieje.Ciekawe, ¿e przy ka¿dympolowaniu na smoka zawsze krêci siê jakiœ czarodziej, mocnopowi¹zany z Gildi¹ Jubilerów.Tak jak ty.I póŸniej, chocia¿na rynek powinno trafiæ zatrzêsienie kamieni, jakoœ nietrafiaj¹, i ich cena nie spada.Nie opowiadaj mi wiêc opowo³aniu i o walce o przetrwanie rasy.Za dobrze i za d³ugociê znam.- Za d³ugo - powtórzy³a, z³owrogo krzywi¹c wargi.-Niestety.Ale nie myœl, ¿e dobrze, ty sukinsynu.Psiakrew,jaka ja by³am g³upia.Ach, idŸ do diab³a! Patrzeæ naciebie nie mogê!Krzyknê³a, poderwa³a karosza, ostro pocwa³owa³a doprzodu.WiedŸmin wstrzyma³ wierzchowca, przepuœci³ wózkrasnoludów, rycz¹cych, kln¹cych, gwi¿d¿¹cych na koœcianychpiszcza³kach.Miêdzy nimi, rozwalony na workach z owsem,le¿a³ Jaskier, pobrzêkuj¹c na lutni.- Hej! - rycza³ Yarpen Zigrin, siedz¹cy na koŸle,wskazuj¹c na Yennefer.- Coœ siê tam czerni na szlaku!Ciekawe, co to? Wygl¹da jak koby³a!- Bez ochyby! - odwrzasn¹³ Jaskier odsuwaj¹c na ty³ g³owyœliwkowy kapelusik.- To koby³a! Wierzchem na wa³achu!Niebywa³e!Yarpenowi ch³opcy zatrzêœli brodami w chóralnym œmiechu.Yennefer udawa³a, ¿e nie s³yszy.Geralt wstrzyma³ konia, przepuœci³ konnych ³ucznikówNiedamira.Za nimi, w pewnej odleg³oœci, jecha³ wolno Borch,a tu¿ za nim Zerrikanki, stanowi¹ce ariergardê kolumny.Geralt zaczeka³, a¿ podjad¹, poprowadzi³ klacz bok w bokz koniem Borcha.Jechali, milcz¹c.- WiedŸminie - odezwa³ siê nagle Trzy Kawki.- Chcê cizadaæ jedno pytanie.- Zadaj.- Czemu nie zawrócisz?WiedŸmin przez chwilê przygl¹da³ mu siê w milczeniu.- Naprawdê chcesz to wiedzieæ?- Chcê - powiedzia³ Trzy Kawki zwracaj¹c ku niemu twarz.- Jadê z nimi, bo jestem bezwolny golem.Bo jestemwiecheæ paku³, gnany wiatrem wzd³u¿ goœciñca.Dok¹d, powiedzmi, mam pojechaæ? I po co? Tutaj przynajmniej zebrali siêtacy, z którymi mam o czym rozmawiaæ.Tacy, którzy nieprzerywaj¹ rozmowy, gdy podchodzê.Tacy, którzy nawet nielubi¹c mnie, mówi¹ mi to w oczy, nie rzucaj¹ kamieniami zzaop³otków.Jadê z nimi z tego samego powodu, dla któregopojecha³em z tob¹ do flisackiej ober¿y.Bo jest mi wszystkojedno.Nie mam miejsca, do którego móg³bym zmierzaæ.Nie mamcelu, który powinien znajdowaæ siê na koñcu drogi.Trzy Kawki odchrz¹kn¹³.- Cel, który jest na koñcu ka¿dej drogi.Ka¿dy go ma.Nawet ty, chocia¿ wydaje ci siê, ¿e jesteœ taki inny.- Teraz ja zadam ci pytanie.- Zadaj.- Czy ty masz cel, bêd¹cy na koñcu drogi?- Mam.- Szczêœciarz.- To nie jest sprawa szczêœcia, Geralt.To jest sprawatego, w co wierzysz i czemu siê poœwiêcisz.Nikt niepowinien wiedzieæ o tym lepiej od.Od wiedŸmina.- Ci¹gle dziœ s³yszê o powo³aniu - westchn¹³ Geralt.-Powo³aniem Niedamira jest zagarn¹æ Malleore.Powo³aniemEycka z Denesle jest broniæ ludzi przed smokami.Dorregarayczuje siê powo³any do czegoœ wrêcz odwrotnego.Yennefer, zracji pewnych zmian, jakim poddano jej organizm, nie mo¿espe³niaæ swego powo³ania i strasznie siê miota.Cholera,tylko Rêbacze i krasnoludy nie czuj¹ ¿adnego powo³ania, chc¹siê po prostu nachapaæ.Mo¿e dlatego tak mnie do nichci¹gnie?- Nie do nich ciê ci¹gnie, Geralcie z Rivii.Nie jestemœlepy ni g³uchy.Nie na dŸwiêk ich imion siêgn¹³eœ wtedy posakiewkê.Ale wydaje mi siê.- Niepotrzebnie ci siê wydaje - rzek³ wiedŸmin bezgniewu.- Przepraszam.- Niepotrzebnie przepraszasz.Wstrzymali konie, ledwie na czas, by nie wpaœæ nazatrzyman¹ nagle kolumnê ³uczników z Caingorn.- Co siê sta³o? - Geralt stan¹³ w strzemionach.-Dlaczegoœmy siê zatrzymali?- Nie wiem - Borch odwróci³ g³owê.Vea, ze œci¹gniêt¹dziwnie twarz¹, wyrzek³a szybko kilka s³Ã³w.- Podskoczê na czo³o - rzek³ wiedŸmin - i sprawdzê.- Zostañ.- Dlaczego?Trzy Kawki milcza³ przez chwilê patrz¹c w ziemiê.- Dlaczego? - powtórzy³ Geralt.- JedŸ - rzek³ Borch.- Mo¿e tak bêdzie lepiej.- Co ma byæ lepiej?- JedŸ.Most, spinaj¹cy dwie krawêdzie przepaœci, wygl¹da³solidnie, zbudowany z grubych, sosnowych bali, wsparty naczworok¹tnym filarze, o który, szumi¹c, d³ugimi w¹sami pianyrozbija³ siê nurt.- Hej, Zdzieblarz! - wrzasn¹³ Boholt podprowadzaj¹c wóz.- Czegoœ siê zatrzyma³?- A bo ja wiem, jaki ten most?- Czemu têdy nam droga? - spyta³ Gyllenstiern,podje¿d¿aj¹c bli¿ej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]