[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sontag urwa³, by ju¿ po chwilipodj¹æ: - Zastanówmy siê spokojnie.Wszyscy mamy takie samesny.Nie mo¿e to wiêc byæ przypadkiem.W gruncie rzeczy,nawet nie wiem, kiedy zasn¹³em.By³em podniecony i oczypiek³y mnie od s³onej wody.A poza tym nie cierpiêspadochroniarstwa, cierpiê na lêk przestrzeni.- A ja owszem - rozmarzy³ siê Herzel.- Nie czuæ twardejziemi pod stopami, siêgaæ wzrokiem poza wszelkie granice,graæ na nosie œmierci.- Taaa.- westchn¹³ Sontag.- I byæ niezale¿nymfinansowo.Przecie¿ we œnie jesteœ pan wybitnym pisarzem.- No i zosta³ pan na pok³adzie samolotu, podczas gdy mywalczymy beznadziejnie ze œmierci¹.To móg³by byæ pañskisen - powiedzia³ von Paulus z zadum¹.- A Warszawa?! Ktoœ przecie¿ œni³ Warszawê!!! - wrzasn¹³Herzel.Wygl¹da³ w tym momencie jak goniony zaj¹c.Odezwa³osiê w nim genetyczne dziedzictwo jego rasy szczutej odtysi¹cleci.- W³aœnie - mrukn¹³ oszczêdnie von Paulus.- W³aœnie, w³aœnie.Pañski odwieczny kompleksarystokraty wobec nowoczesnej, zdobywaj¹cej coraz to noweobszary œwiata inteligencji.To by³ pañski sen - Sontagzawiesi³ g³os.- Przypuœæmy, ¿e rzeczywiœcie by³ to mój koszmar - vonPaulus nie traci³ spokoju.- Ale proszê mi powiedzieæ,Sontag, jaka by³a pañska ulubiona lektura m³odzieñcza?- "Robinson Crusoe".A dlaczego.- Zrozumia³ i zamilk³.Milczenie.S³oñce grza³o i ironicznie œwieci³o, oceanszumia³ szyderczo.Pierwszy zauwa¿y³ butelkê Herzel.Zerwa³siê i wbieg³ do oceanu.Powróci³ z butelk¹ po polskiejwódce.W œrodku, miast wódki, by³a niewielka zwiniêta wrulonik kartka.Widnia³ na niej rysunek czarnej,rozczapierzonej d³oni.- Rêka Diab³a!!! - krzykn¹³ Sontag.- Zawsze i wszêdzieRêka Diab³a!!! Rêka Diab³a dla ka¿dego!!!- Niesmaczny ¿art - mrukn¹³ z niesmakiem von Paulus."To gra" - myœla³ Sontag bezskutecznie rozgl¹daj¹c siê zajakimœ cieniem."Gra bez regu³ i widocznego sensu, a mo¿eraczej zabawa.Tak! Przypomina to zabawê niemowlêciawyrzucaj¹cego nieustannie grzechotkê na ziemiê.To myjesteœmy ow¹ grzechotk¹.Chocia¿ nie, za wiele w tymwszystkim rozmyœlnej, iœcie diabelskiej z³oœliwoœci.Sny s¹odbiciem naszych marzeñ, zdeformowanych, groteskowych iprzez to ukazuj¹cych sw¹ œmiesznoœæ.Jak w krzywymzwierciadle".Doszli wspólnie do wniosku - co poprzedzi³a burzliwa,przeradzaj¹ca siê w k³Ã³tnie dyskusja - ¿e nie mog¹ poddawaæsiê snom.Jedynie Sontag zareplikowa³, ¿e je¿eli wyspa jestjego snem, to i tak nic siê nie stanie, jeœli zaœnie.Stanê³o na tym, ¿e von Paulus i Herzel bêd¹ siê nawzajempilnowaæ, a Sontag bêdzie kontrolowa³ ich obu.Sontag b³yskawicznie wykorzysta³ swoj¹ uprzywilejowan¹pozycjê i zasn¹³.Obudzi³ siê dok³adnie w tym samymmomencie, tak samo œpi¹cy.Dopiero wtedy zrozumia³, ¿e nie mo¿eprzecie¿ zasn¹æ w swoim w³asnym œnie i zaœmia³ siêniepowstrzymanym, szalonym œmiechem cz³owieka dotkniêtegoczymœ w rodzaju ob³êdu.Tymczasem von Paulus i Herzel cojakiœ czas nacierali siê wzajem s³on¹ wod¹, policzkowali,szczypali w najczulsze miejsca, œpiewali sproœne piosenkistraszliwie przy tym fa³szuj¹c.Obaj czynili to nie bezmœciwej satysfakcji; Herzel - dotkniêty w swym patriotyzmie,von Paulus - zapamiêta³y w kastowym separatyzmie.I kiedy tak Sontag œmia³ siê swoim histerycznym,wznosz¹cym, to znów opadaj¹cym œmiechem, Herzelnieoczekiwanie zerwa³ siê i pobieg³ w g³¹b wysepki.- Goñmy go!!! - von Paulus zatraci³ gdzieœ sw¹majestatyczn¹ niewzruszonoœæ.- Je¿eli zaœnie.Przecie¿ onjest bezpieczny w swoim œnie!!! - I pobieg³ za Herzlem.Tymczasem Sontag nieustannie zasypia³ budz¹c siê zarazem.Ironicznie i sennie szumia³ ocean.Kiedy von Paulus zauwa¿y³ le¿¹cego opodal Herzla, by³oju¿ o wiele, wiele za póŸno.Kiedy do ziemi zosta³o jakieœ trzysta stóp, Michael Sontagzakoñczy³ obliczenia i zrozumia³, ¿e strawi³ ostatnie minuty¿ycia na czynnoœci tyle¿ idiotycznej, co daremnej.Iposmutnia³ jeszcze bardziej, o ile w ogóle by³o to jeszczemo¿liwe.Spojrza³ z nienawiœci¹ w górê, na kr¹¿¹cy po niebiesamolot.- Uda³o ci siê! - warkn¹³, ale jego s³owa porwa³ pêdpowietrza.Jakieœ trzydzieœci metrów pod stopami Sontaga von Paulusbezskutecznie usi³owa³ zasn¹æ.Tymczasem na pok³adzie "Rekina Przestworzy" Aaron Herzelodetchn¹³ z widoczn¹ ulg¹ i otar³ zimny pot z wysokiegoczo³a.- Uda³o siê - szepn¹³.W tym samym momencie drzwi do kabiny pilotów otworzy³ysiê i stanêli w nich pilot i nawigator ze spadochronami naplecach.Silniki "Rekina Przestworzy" zakaszla³y i zamilk³y.Pierwszy opuœci³ pok³ad samolotu nawigator Simons.- Co tu siê dzieje?! - warkn¹³ Herzel ³api¹c za ramiêpilota Cabaniasa, poczciwca w œrednim wieku.Ale poczciwiecprzesta³ byæ poczciwcem, jego czarne, niezg³êbione oczywci¹ga³y, poch³ania³y, obiecywa³y.piek³o? Pilotuœmiechn¹³ siê lekko, ze zjadliw¹ ironi¹ i wyskoczy³.Herzel wyjrza³ za nim.Na tle bezkresnego b³êkitumajestatycznie wykwit³y dwie ogromne czasze spadochronów.Naobu widnia³y gigantyczne, rozczapierzone, czarne d³onie.- Ju¿ wiem, kto przy³o¿y³ do tego wszystkiego rêkê -wyszepta³.Jego szept nie zd¹¿y³ przebrzmieæ, kiedy ponaddziesiêæ tysiêcy stóp ni¿ej von Paulus gwa³townie zderzy³siê z g³azem narzutowym.Herzlowi pozosta³y dwie, mo¿e trzy minuty czasu naprzebudzenie.Olsztyn, styczeñ 1991Jacek SobotaJACEK SOBOTAUrodzony w Olsztynie, absolwent liceum im.A.Mickiewicza wtym mieœcie, studiuje na II roku nauk spo³ecznycholsztyñskiej WSP.Podobnie jak by³o w "Splocie" ("NF" nr4/90) i w tym opowiadanku zajmuje siê Sobota tajemnicz¹ gr¹przypadku, absurdu i przeznaczenia.(mp)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]