[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam, przy drugim lÄ…dowisku.Wiecie, gdzie sÄ… Å›wiatÅ‚a? - WiedziaÅ‚em, wiÄ™c poszliÅ›my z Janine to zobaczyć.To ona wymyÅ›liÅ‚a, żeby mi dotrzymać towarzystwa, ale nie byÅ‚em tym specjalnie zachwycony.Tyle że temperatura 12°C i brak czegoÅ›, co choćby trochÄ™ przypominaÅ‚o łóżko stÄ™piÅ‚o jej zainteresowanie.Może byÅ‚a po prostu zbyt przygnÄ™biona i rozczarowana, by myÅ›leć o utracie dziewictwa.Bez kÅ‚opotu odnaleźliÅ›my resztki jedzenia.Na moje oko nie byÅ‚y to racje Gateway - byÅ‚y paczkowane, kilka z nich jeszcze nie otwartych, trzy wiÄ™ksze - wielkoÅ›ci kromki chleba, zapakowane w coÅ› jaskrawoczerwonego - w dotyku przypominaÅ‚o jedwab.Dwie byÅ‚y mniejsze - jedna zielona, jedna tak samo czerwona jak inne, ale z różowymi kropkami.OtworzyliÅ›my jednÄ… na próbÄ™.ÅšmierdziaÅ‚a zepsutÄ… rybÄ… i najwyraźniej nie nadawaÅ‚a siÄ™ już do jedzenia.Ale kiedyÅ› byÅ‚o to jadalne.
Zostawiłem Janine i wróciłem do pozostałych.Otworzyli niedużą zieloną paczuszkę.Nie śmierdziała, ale była twarda jak kamień.Payter powąchał to coś, potem polizał i odłamał kawałek, uderzając o ścianę, i zaczął z namysłem przeżuwać.
- Całkiem bez smaku - stwierdził, spoglądając na nas z rozbawieniem.- Czekacie pewnie, czy wykituję.Chyba nie.Kiedy się to trochę pożuje, mięknie.Jak nieświeży suchar.
Lurvy zmarszczyła brwi, - Jeśli to naprawdę było kiedyś jedzenie - przerwała i zamyśliła się.- Jeśli to jest naprawdę pożywienie, które zostawiła Trish, dlaczego tu po prostu nie została? I dlaczego w ogóle o tym nie wspomina? - Chyba była przerażona - rzuciłem przypuszczenie. - Oczywiście, ale nagrała raport.Ani słowem nie wspomniała o jedzeniu.Przecież dopiero specjaliści Gateway ustalili, że to Fabryka Pożywienia.I doszli do tego tylko na podstawie szczątków, które odnaleźli w Świecie Phyllis. - Może zapomniała. - Nie przypuszczam.- Lurvy zamyśliła się i nie powiedziała już nic więcej.Bo i cóż można było dodać? Ale przez następny dzień czy dwa nie chodziliśmy w pojedynkę po Fabryce. Dzień 1311.
Vera w ciszy przyjęła informację o racjach żywnościowych.Po chwili wyświetliła polecenie, aby poddać zawartość paczek chemicznej i biologicznej analizie.Sami już na to wpadliśmy, ale jeśli wyciągnęła jakieś wnioski, nie powiedziała, jakie. Dlatego i my też nic nie mówiliśmy.Kiedy wszyscy byliśmy na nogach, rozmawialiśmy o tym, co zrobić, jeśli Baza nie wymyśli żadnego sposobu, żeby ruszyć fabrykę.Vera sugerowała przymocowanie pozostałych pięciu silników i włączenie ich na pełną moc, żeby sprawdzić, czy Fabryka dałaby radę sześciu silnikom manewrującym.Propozycje Very nie były poleceniami i Lu-rvy wypowiedziała się w imieniu wszystkich. - Jeśli włączymy je na pełny gwizdek i nie zadziałają - zauważyła - następny krok to przekroczenie granicy dopuszczalnej mocy.Mogą wtedy ulec uszkodzeniu i utkniemy tu na zawsze.
- A co zrobimy, jeśli takie polecenie usłyszymy z Ziemi jako rozkaz? - spytałem. - Będziemy się targować - uprzedził komputer Payter, kiwając głową z rozwagą.- Jeśli chcą, żebyśmy podejmowali dodatkowe ryzyko, muszą nam więcej zapłacić. - Czy to ty się będziesz targować, tato? - Spokojna głowa.Słuchaj, przypuśćmy, że to się nie uda.Przypuśćmy, że będziemy musieli wracać.Wiesz, co wtedy zrobimy? - Raz jeszcze pokiwał głową.- Załadujemy do statku, ile się da.Znajdziemy różne małe urządzenia, które warto zabrać.Wpierw tylko trzeba sprawdzić, czy działają.Zapakujemy wszystko, co się zmieści - wyrzucimy zaś to, czego można się pozbyć.Większość ładunków burtowych tu zostanie i załadujemy te wielkie pojemniki z zewnątrz.O Boże, może nam się uda wrócić z artefaktami, które są warte kolejne dwadzieścia czy trzydzieści milionów dolarów. - Na przykład wachlarze modlitewne - rzuciła Janine, klaszcząc w dłonie.W pomieszczeniu, w którym Payter znalazł jedzenie, było ich całe mnóstwo.Znajdowały się tam i inne rzeczy - leżanka z metalowej siatki, przedmioty na ścianach w kształcie tulipana, które wyglądały jak kandelabry.Ale wachlarzy modlitewnych były setki.Jak mi się udało szybko wyliczyć, licząc tylko tysiąc dolarów za sztukę, w samym pomieszczeniu, o którym wspomniałem, były wachlarze warte pół miliona dolarów na bazarze osobliwości w Chicago czy Rzymie.O ile w ogóle uda nam się je dowieźć.Nie licząc wszystkich pozostałych rzeczy, których inwentarz układałem sobie w głowie.Zresztą, nie tylko ja coś takiego robiłem.
- Najmniej w tym wszystkim warte są wachlarze - powiedziała Lurvy z namysłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]