[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedyna rzecz, której bardzo mi brakowa³o w moim nowym¿yciu - to by³o pismo, w ogóle litery.Tak, ksi¹¿ki,mo¿liwoœæ czytania i pisania, a wiêc zapisu.W³aœnie touczucie sk³oni³o mnie, bym ukrywaj¹c siê, s³ucha³ wyk³adówna uniwersytecie.W³o¿y³em wiele wysi³ku w ustalenie, gdziewarto siê zaczaiæ.Najbardziej lubi³em wyk³ady z literaturyi z matematyki.Szczególnie wówczas, kiedy czytano obszernefragmenty tekstów lub wyprowadzano ca³y wzór.Podczasktóregoœ wyk³adu zdarzy³o siê, ¿e jeden z pazurów zacz¹³mnie swêdziæ.Mia³em ochotê pisaæ.Zadane pytanie wzbudzi³omoje zainteresowanie, ale bez papieru i pióra nie by³em wstanie przebrn¹æ przez ca³y tok myœli.Pewnego wieczora poraz pierwszy od dawna przysz³o mi do g³owy pytanie, comóg³bym robiæ, gdybym by³ cz³owiekiem.Pomyœla³em oksi¹¿kach, których nigdy nie przeczyta³em, bowiem wczeœniejnie interesowa³y mnie, pomyœla³em o pytaniach, których nigdysobie nie postawi³em.Pomyœla³em o mi³oœci, o idealnejmi³oœci, przynosz¹cej odkupienie.O takiej, jak¹ da³a miBeth, a mimo to nie odkupi³a mnie.¯egna³em siê z tym wszystkim przez tydzieñ.Z kamieniami,z rzeŸbami, z poczuciem szczêœcia wynikaj¹cego z zatajonejœwiadomoœci posiadania, a potem ruszy³em w kierunku domu.Frun¹³em tak, jakbym chcia³ dotkn¹æ ka¿d¹ cz¹steczkêpowietrza.Wróci³em do domu szybko, zbyt szybko.Widok miasta z lotuptaka, opary unosz¹ce siê z domów nie zapowiada³y niczegodobrego.Wszystkie moje szare, codzienne, rutynoweczynnoœci, które wype³nia³y moje wczeœniejsze ¿ycie, terazczatowa³y, by z³apaæ mnie znowu w swoj¹ sieæ.Przenocowa³em w pobliskim lesie, by³em niespokojny,budzi³em siê kilka razy.Nastêpnego dnia, tu¿ po wschodzies³oñca, kiedy - jak mia³em nadziejê - na ulicach bêdziemniej ludzi, pofrun¹³em w kierunku mojego domu.Mój dom.Efekt wieloletniego oszczêdzania, miejsce, gdzie w sobotyi niedziele uprawia³em ogródek, dom schludny i codzienny,spoczywa³ pode mn¹ jak klatka z otwartymi drzwiczkami, jakpotrzask.Nie czu³em zapachu przynêty, wiedzia³em tylko, ¿es¹ kraty.Dwa razy okr¹¿y³em dom.Okno by³o otwarte, taksamo jak wówczas, kiedy odlatywa³em, jak gdyby nic siê niezmieni³o, jak gdyby dom przez wiele tygodni czeka³ tylko namnie.Nagle, przera¿ony wszystkim, co mnie mo¿e czekaæ,strzeli³em wysokim lotem w górê, by uciec raz na zawsze.Opad³a na mnie sieæ, pêdz¹ca chmura.Otuli³a mnie,zniewoli³a, sprawi³a, ¿e sta³em siê œlepy i g³uchy.Czu³emtylko, ¿e gdzieœ mnie nios¹, nios¹ mnie, a ja jestembezw³adny, pozbawiony szansy odczuwania.A potem poczu³emcoœ dziwnego, jakby pora¿enie pr¹dem, jakby upadek w windziei chmura znik³a.Siedzia³em w salonie, we w³asnym fotelu, w zupe³nieludzkiej postaci.Moja lewa stopa by³a jeszcze trochêzdrêtwia³a, mia³em nudnoœci.Naprzeciw mnie siedzia³aElisabeth o zielonych oczach, o oczach koloru morskiej toni.Siedzia³a wyci¹gniêta, z g³ow¹ pochylon¹ do ty³u.Po razpierwszy od pocz¹tku naszej znajomoœci widzia³em j¹ naprawdêzmêczon¹, widzia³em, ¿e musi odpocz¹æ.Przez moment by³a takbardzo ludzka, ¿e niemal zapyta³em, czy nie przynieœæ jejfili¿anki herbaty.Ale przemilcza³em pytanie.Ju¿ dawnomieliœmy za sob¹ etap herbaty i grzanek.Przeci¹gn¹³em siê,poruszy³em palcami.Ja te¿ by³em zmêczony, zmêczony ismutny.- Mia³aœ szczêœcie, ¿e wróci³em - powiedzia³em widz¹c,jak powoli przychodzi do siebie.- Mog³em zostaæ soko³em nazawsze.Uœmiechnê³a siê.S³abo, delikatnie, z rezygnacj¹ i ledwowidocznie pokrêci³a g³ow¹.- Wiedzia³am, ¿e wrócisz albo przynajmniej mia³am tak¹nadziejê.Przypuszcza³am te¿, ¿e przestraszysz siê wostatniej chwili.Mog³am pójœæ za tob¹ do Oksfordu, ale niechcia³am.Chcia³am, ¿ebyœ by³ szczêœliwy, tak jak nigdy zemn¹ nie by³eœ.- Wiedzia³aœ? Wiedzia³aœ, ¿e nie wrócê za miesi¹c, cowiêcej, ¿e mo¿e.- ¯e mo¿e nigdy? Jak myœlisz, dlaczego od wiekówobserwujemy inne istoty, przybieraj¹c ich postaæ izastanawiamy siê nad nimi.Czy po to, ¿ebyœmy mieli niewiedzieæ, co zrobi¹? Tak.istnia³o niebezpieczeñstwo, ¿enie wrócisz, a je¿eli nawet tak, to bardzo póŸno, kiedyju¿ nie mia³abym si³, by odwróciæ nasze podzielenie.Alborozpad³byœ siê gdzieœ podczas lotu na niewidoczn¹ duchow¹czêœæ i na bardzo wyraŸnie widoczn¹ czêœæ ludzkiego cia³a.Od samej tylko wizji wstrz¹sn¹³ mn¹ dreszcz obrzydzenia.- A mimo to puœci³aœ mnie? I nie sprowadzi³aœ mnie zpowrotem? I nawet nie chcia³aœ mnie œci¹gn¹æ z powrotem?Mo¿liwe, ¿e to ona zrozumia³a mnie, a nie ja j¹.- Przecie¿ o tym marzy³eœ.Marzy³eœ zawsze o czystejmi³oœci, która wszystkiego ¿¹da, ale i wszystko daje.Kiwa³em g³ow¹, nie wiedz¹c co pocz¹æ, nie rozumiej¹c.Poraz pierwszy rzeczywiœcie mia³em wyrzuty sumienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]